Ocalony, wbrew swojej naturze. To nie miało się prawa przydarzyć. Elegancki, kruchy
serwis do kawy z idyllicznym, rustykalnym wzorem rokokowej pary. (...)
Sprowadzony z Przemyśla przez dziadków Michała Morawieckiego i Kazimierę z d. Filipowicz, darowany w
Łanczynie (Galicja) w 1935, z okazji ślubu Jana Jaremina z Lubomirą z d. Morawiecką.
Trząsł się na chłopskim wozie, otulony słomą, w ucieczce spod Lwowa w 1944. Wśród kanonady, uciekając przez bezdroża, jak najdalej od zgiełku, gwałtów, pożarów i
śmierci zadawanych konstrukcji świata, dotarł do klasztoru sióstr szarytek w Bieszczadach. Wysiedlony z Rajskiego ogrodu w 1947, w bydlęcym wagonie do Górowa na Warmii, w rękach Mamy przetrwał
kolejne końce świata.
Z hartem zniósł pęknięcie i sklejenie jednego spodka. Służył wiernie. Z filiżanki ojciec wypił swoją pierwszą kawę z darów UNRRA po powrocie w 1949 z obozu w Jaworznie, i ja po maturze w 1959 w
Elblągu.
Teraz w 2017 – apatryda – bezpieczny emeryt, w czułych objęciach wspomnień poniemieckiego kredensu z Gdańska, zaświadcza, że strach, żelazo, życie, są bardziej kruche niż porcelana. Lub pamięć i
słowa.
Pamięć
To był sierpniowy ranek w Rajskiem
miał pięć lat i Danuś na imię
a dalekie odgłosy nie były letnią burzą
- Odsuń się od okna – powiedziała kula
i wleciała nagle przez otwarte skrzydło
nie jak złotopióry ptak, raczej szerszeń
z mrukliwym, wrogim buczeniem.
Uderzyła w ścianę, wiercąc się chwilę.
Nie zapraszał jej, sama przyszła. Pewnie
z ciemnego lasu, lub łąki wolno zstępującej
po zboczu ku rzece San, wyprzedzając
rdzewienie traw, brzęk szkła, krusząc milczenie
białego tynku. Z pasją, jakby szło o życie.
- Kiedy ją podniósł, uspokoiła się
w ciepłych palcach, przytuliła
do uda i zasnęła w kieszeni.
A dziura w powietrzu zasklepiła się
w sobie, cicho i bez śladu.
Leć powoli, nie śpiesz się, echo
zawsze zdążysz na własną śmierć.
Nie uchylę się przed tobą, kulo pamięci.